Ahoj!

Kiedyś się mówiło "przeniosłem na papier", ale dzisiaj jest odwrotrnie - "przeniosłem na bajty" to,
co zostało na papierze zanotowane w czasie rejsu.

Zapraszam do czytania.

63 50ae686ee870b

 

Sobota, 30.06.2012 - Greifswald.

Rozpoczynamy rejs którego pomysł powstał już w roku 2010, który jednak dopiero teraz doczekał się realizacji.

Jacht, Hanse 531 - olbrzymi krążownik z roku 2002, przejął skipper ok. godz. 16, reszta załogi dotarła do portu dopiero dwie godziny później.

Marina znajduje się na terenie stoczni jachtowej budującej jednostki serii Hanse, Moody i Fjord, zdominowana jest więc przez wszechobecne hale produkcyjne baraki budowlane i inne konstrukcje przemysłowe, nie budząc specjalnie goracych uczuć wakacyjnych.
Chociaż marina usytuowana jest w środku... niczego, i miasto, a więc potencjalni "obcy" potrzebowali by ok. 10 min. piechotą by do niej dotrzeć, to sanitariaty są zabezpieczone zamkiem magnetycznym otwieranym przez "chip", a prysznice wymagają dodatkowej opłaty w wysokości 1 EUR za 5 minut użytkowania.
Chętnie więc wypłynęlibyśmy jak najszybciej z portu, niestety most zwodzony na rzece Ryck, którą musimy dotrzeć do Bałtyku, uniemożliwia nam wypłynięcie pomiędzy godz. 20:00 i 9:00 następnego ranka.
Zwiedzamy miasto w pobliżu portu, a resztę czasu wykorzystujemy na zapoznanie nowicjuszy z zasadami, prawami i obyczajami obowiązującymi na pokładzie, użytkowaniem toalety i kamizelek ratunkowych oraz ze wszystkimi tymi zasadami bezpieczeństwa, które opisałem już wcześniej na tej stronie.

Niedziela, 1.07.2012 - Greifswald - Sassnitz.

09:30 - Greifswald
Pod "opiekuńczym" okiem właściciela firmy czarterowej wykonujemy bezbłędny manewr wyjścia z ciasnego boksu i kierujemy się rzeką Ryck w kierunku miejscowości Wieck.
Przechodzimy przez stary, 135-letni most zwodzony i wychodzimy na wody zatoki Greifswaldzkiej (Greifswalder Bodden).

10:30
Następne kilka godzin płyniemy wąskimi, ale oznakowanymi szlakami wodnymi, prowadzącymi w większości przez pogłębione "kanały" w rozległych płyciznach Zatoki Greifswaldzkiej.

11:30
Wiatr nam sprzyja i możemy postawić żagle, nie ryzykując zejścia ze szlaku.

15:45 - 54°32´N 013°45´E
Decydujemy się na zmianę planów: zamiast do planowanego Lohme płyniemy teraz do Sassnitz.
Powody zmiany decyzji są zarówno żeglarskie, jak i... piłkarsko-kibicowskie.
Lohme leży na nawietrznym brzegu, co w obliczu ciągle rosnącego wiatru i wysokości burty naszego "Patiomkina" wydaje nam się niezbyt korzystne, prócz tego, wnioskując z opsu w locji, jest to cichy, zaspany porcik w którym niekoniecznie musi być telewizor - a dzisiaj jest przecież finał Mistrzostw Europy!

17:00 - Sassnitz
Cumujemy longside do zewnętrznego falochronu byłego portu rybackiego, jednego z największych w byłej NRD.
Po 15-to minutowym marszu dookoła portu meldujemy się w Kapitanacie, płacimy 22 EUR za statek i 8 EUR za prysznice dla 4 członków załogi (pierwszych czterech jest "w cenie" za ten przecież "mały", bo "tylko" 16,36 m długi statek)
Logiczne wprawdzie to nie jest, ale i tak tańsze niż w Chorwacji.

W trakcie wieczoru i nocy okazuje się, że decyzja zawinięcia do Sassnitz była jak najbardziej słuszna:

  • primo: w obrębie całego portu znajduje się tylko jedna jedyna restauracja, w której można zobaczyć finał EM,
  • sekundo: nocą przyszło tak silne uderzenie wiatru, że większość załogi, obudzona ze snu, wybiegła na pokład sprawdzić stan cum i statku...

Poniedziałek, 2.07.2012: Sassnitz - Rønne

07:35 - Sassnitz
Połowa załogi, zdegustowana nieskończenie długą drogą do pryszniców pozostaje na statku, druga połowa wyrusza w tą wędrówkę.
Po dwudziestu minutach marszu stajemy przed... zamkniętymi drzwiami sanitariatów. Te są bowiem otwierane tylko w godzinach od 08:00 - 10:00 i 18:00 - 20:00.
Punktualnie o 08:00 pojawia się urzędnik na drogim, służbowym, elektrycznym, trójkołowym rowerze i otwierając nam podwoja podobnego do bunkra przeciwlotniczego pomieszczenia instruuje, że tylko dwa z czterech pryszniców działają.
Nam jest to w sumie wszystko jedno, jednak niemieccy (ci z tych "Richtig Fajnych Niemiec"), starzy żeglarze protestują głośno dobitnie - przede wszystkim przeciwko opłatom, które w obliczu paranoicznie dalekiego usytuowania sanitariatów od miejsc postojowych, bezsensownych godzin otwarcia łazienek i od dłuższego czasu uszkodzonych pryszniców, wydają się mocno zawyżone.

Niestety, chytrą, czysto konsumpcyjną, postkomunistyczną, gospodarczo niezrównoważoną ex-DeDeeRowską mentalność odczuwamy już trzeci dzień niemal namacalnie.
Chociaż spotkaliśmy wielu ludzi inaczej myślących działających, to mam wrażenie, że jeszcze przynajmniej dwa pokolenia są potrzebne, by zeuropeizować te tereny. Szkoda.

09:40 - Sassnitz
Rzucamy cumy i wychodzimy w morze... w asyście Straży Przybrzeżnej i Urzędu Celnego.
Jest to jednak zupełnie przypadkowy zbieg okolicznbości, który wprowadza nas w dobry humor.
Niestety, pogoda nie pozwala na stawianie żagli - jest bezwietrznie, ciepło i słonecznie. Idziemy na silniku.

14:00
Mijamy mniej więcej połowę drogi do Bornholmu, czyli stewę obserwacyjną na zachód od Ławicy Orła.
Jest ciepło i bezwietrznie.

19:00
Wyłączamy silnik w porcie jachtowym Nørrekås w Rønne na Bornholmie.
Wejście nie było trudne, jednakże poszukiwania wolnego boksu było początkowo bezowocne.
Trudnoś polegała na tym, że nasza "Chanell" była większa niemal o połowę od wszystkich innych cumujących tam jachtów...
(doszło nawet do tego, że inne załogi filmowały i fotografowały wejście naszego "Patiomkina")
Przy tym, próba wejścia do portu wewnętrznego zakończyła by się - niemalże - wejściem na mieliznę.
Pomimo, że pasaż był na naszych mapach oznaczony głębokością powyżej 2 metrów, to już dosyć wcześnie otrzymaliśmy sygnał z umieszczonego w części dziobowej echolotu, określający głębokość na 1,6 m.
Niska prędkość i natychmiastowy odwrót uratował nas przed dotknięciem dna.
Na szczęście, jeden ze skipperów duńskich, widząc nasze poszukiwania, odcumował swój statek i dał nam do dyspozycji swój poprzednio zajmowany duży boks, przepływając swym znacznie mniejszym jachtem do basenu wewnętrznego.
Takiego gestu naprawdę nie widzi się często - i jako, że nie spotkaliśmy tego żeglarze ponownie - chciałbym w ten sposób złożyć mu podziękowania. Chapeau!

W kapitanacie o tej porze nie spotka się już nikogo, ale, jak to w wielu Duńskich portach, na jego ścianie zewnętrznej zainstalowany jest automat pobierający opłaty portowe.
Po włożeniu do czytnika karty kredytowej i wybraniu wielkości statku (> 15,0 m) otrzymaliśmy naklejkę potwierdzającą zapłatę (do naklejenia na relingu) i wydruk kodu do toalet, internetu itp.
Postój kosztował nas 22 EUR.

Po wieczornym, zakończonym piwkiem na rynku (6 EUR za 0,3 litra !!!) zwiedzaniu Rønne wróciliśmy na statek, gdzie o 22:01 zostaliśmy poproszeni przez naszego niemieckiego sąsiada o zachowanie ciszy.
Oczywiście spełniliśmy jego prośbę i zeszliśmy pod pokład.
Pomimo tego i faktu, że staraliśmy zachowywać się cicho, następnego dnia, wczesnym rankiem "przeparkował" swój jacht w inne miejsce.
Czy było to związane z przytłaczającą różnicą wielkości jachtów, czy też z wiekowo uzależnioną bezsennością - trudno mi stwierdzić.

Wtorek, 3.07.2012: Rønne - Christiansø

08:00 - Rønne Nørrekås
Idziemy na zakupy. Nic wielkiego, tylko chleb i kilka innych niezbędnych płynów.
Angina pierwszego oficera przeskoczyła na kapitana.

10:00- Rønne Nørrekås
Z boksu wychodzimy profesjonalnie, delikatnie i bezpiecznie, starsza niemieckia para, która wcześniej uciekła od naszego towarzystwa filmuje nas i entuzjastycznie macha nam na pożegnanie. W sumie mili ludzie.

10:25 - 55°07´N 014°39´E
Stawiamy żagle i płyniemy na pólnoc, wzdłuż zachodniego wybrzeża Bornholmu.

12:10
Załoga przechodzi szkolenie w zakresie użytkowania i dopasowania kamizelek ratunkowych.
Od tego momentu każdy ma "swoją", dopasowaną kamizelkę.
Nawiązujemy kontakt z Kapitanatem na Christiansø i informujemy o naszym zamiarze zawinięcia do portu.
Otrzymujemy zgodę i instrukcję udania się do portu północnego.

17:00 - Christiansø
Wpływamy do portu i według wskazówek kapitana portu cumujemy przy nabrzeżu promowym.

17:20 - Christiansø
Żaglowiec "Johann Smidt" z Bremmen, 36 metrowy, gaflowy szkuner, mający na pokładzie 15-to i 16-to latków (armatorem jest stowarzyszenie "Clipper", mające na celu propagowanie wśródmłodzieży żeglarstwa tradycyjnego: http://www.clipper-djs.org) zasygnalizował również chęć wejścia do portu.
Okazało się, że oni również wcześniej uzyskali zgodę na wejście do portu północnego.
Po szybkiej analizie sytuacji odłączamy już podłączone kable elektraczne, rzucamy cumy i odchodzimy od nabrzeża robiąc miejsce dla "Johann Smidt".

17:30 - Christiansø
Ponownie wpływamy do portu i cumujemy "na paczuszkę" longsite przy prawej burcie "Johann Smidt".
Żeglarze niemieccy dziękują nam i w ramach kontaktów międzynarodowych załogi wymieniają sie kilkoma piwami.

"Johann Smidt" jest pięknym stalowym żaglowcem, dobrze utrzymanym i prowadzonym zgodnie ze starą tradycją żeglarską.
Wspólnie żartujemy, wspólnie delektujemy się piwem.
Prąd otrzymujemy z maszynowni "Johann Smidt".

Zwiedzamy te dwie wyspy, między którymi cumujemy (Christiansø i Frederiksø) i na których jest tylko jedna ulica.
Posterunek policji "uzbrojony" jest w kilkanaście XVII-wiecznych armat,
prócz tego są tam dwie latarnie morskie, jedna restauracja, muzeum i... niewiele więcej.
Zostajemy zaproszeni ma koncert Metal-Rocka, który... jakoś przepasujemy.
Jedyna restauracja na wyspach nie jest tania, ale serwuje naprawdę smaczne potrawy - obojętnie, czy to mięso, czy ryba...
Wracając na pokład stwierdzamy, że impreza na pokładzie "Johann Smidt" nadal trwa. Porządni żeglarze.

Środa, 4.07.2012: Christiansø - Dziwnów

01:30 - Christiansø
Jako, że podjęliśmy decyzję o wyjściu w morze ok. godz. trzeciej nad ranem, to korzystając z obecności wachty na "Johann Smidt" odłączamy nasze kable elektryczne.
W tym celu schodzę wraz z wachtowymi trzy piętra w dół, aż "do piekieł", czyli maszynowni statku.
Chciałbym w tym momencie zaznaczyć, że było to dla mnie, "freaka" technicznego wyposażenia statków, szczególne przeżycie...
Wszystkie te rury, kable, przewody, silniki i agregaty...

03:00- Christiansø
Załoga się budzi, przygotowuje statek do wyjścia i ubiera kamizelki.

03:15 - Christiansø
Odbijamy od burty "Johann Smidt" i żegnani przez kilkunastu załogantów wychodzimy z portu.
Bierzemy kurs północny, następnie wschodni, by o...

03:30
...obrać kurs południowy, okrążając Christiansø od wschodu.

03:50
Wachtę przejmuje Jurek "Jerry" Niedbała.
Płyniemy pod żaglami, okrążając od wschodu Bornholm.

08:05 - 54°56,100´N, 015°17,291´E
Wachtę przejmuje Jacek "Jack" Simon.
COG 194°, płyniemy pod grotem i fokiem, lewym halsem, wiatr wieje od wschodu, 14,3 kts.

11:22 - 54°39-,213´N 015°18,040´E
Płyniemy pod żaglami, COG 173°, SOG 5,1 ktn

13:40
Gdzieś tutaj wchodzimy na wody terytorialne Polski.
Zmieniamy więc flagę kraju nas goszczącego z Duńskiej na Polską.

15:20 - 54°14,993´N 015°08,711´E
Idziemy pod żaglami, COG 208°, SOG 5,1 kts

16:30 - 54°14,77´N 015°08,71´E
Przechodzimy na silnik.
COG 243°, SOG 7,4 kts
Kontaktujemy port Dziwnów, konsultujemy miejsce cumowania w mieście za mostem, dowiadujemy się, że most otwierają co dwie godziny, umawiamy się na przejście mostu o godz. 20:00.

20:05
Po wejściu w ujście Dziwny i krótkim cumowaniu przy nabrzeżu Kapitanatu Portu przechodzimy przez wąskie przejście mostu zwodzonego.
Most ma 15 m szerokości a przęsło podnosi się tylko pod kątem 75°.
Z tego powodu uważamy bardzo uważnie na salingi.
Przechodzimy bez problemu, z dużym zapasem bezpieczeństwa.

20:45 - Dziwnów
Statek został zacumowany przy kei miejskiej, naprzeciw Urzędu Miasta.
Podłączamy prąd z łącza miejskiego.
Ugadujemy się z właścicielem stoiska sprzedaży rybek wędzonych, które stoi naprzeciwko naszego statku i czerpiemy wodę z jego łącza.
Jako goście, pojawia się Ewa, żona Sławka (i mama Filipa) wraz z koleżanką.
"Na mieście" - czyli w wymarłym Dziwnowie udaje nam się jakimś cudem zamówić rybkę.
Dobre, tanie, tradycyjne bałtycko-wakacyjne jedzonko! Pycha!
Wracamy na statek i Adam ze Zbyszkiem dżentelmeńsko zwalniając dotychczasowo zajmowaną kajutę umożliwiają tymczasowe zaokrętowanie naszych gości.
Obaj śpią dzisiaj w oddzielnej, dziobowej kajucie skipperskiej, która dotychczas stała pusta.
Jak się później okaże, zasmakują w tym i nie będzie to ich ostatnie spanie na dziobie.

Czwartek, 5.07.2012: Dziwnów - Świnoujście

08:00 - Dziwnów
Zakupy i toaleta poranna.
Gdy stoję namydlony pod prysznicem psuje się pompa wodna...
Udaje się ją jednak uruchomić "skokowo" - co 2 minuty na 10 sekund.
Przynajmniej jako tako spłukałem pianę z siebie...

09:40 - Dziwnów
Wychodzimy z portu we mgle.
Według prognozy, mgła ma opaść ok. godz. 10:00.
Przechodzimy przez most pozdrawiani przez jego obsługę, przy nabrzeżu Kapitanatu podajemy nasz port docelowy: Świnoujście.
Wychodzimy przez głowki i kierujemy się kursem 321° na boję DZI.
W jej sąsiedztwie zmieniamy kurs na WSW 247°.
Tym sposobem ominiemy obszar ćwiczeń artyleryjskich, o którym słyszeliśmy już dzień wcześniej.
Niestety, jakość przekazu nie pozwoliła nam z całą pewnością zlokalizować obszaru strzelania.
do południa odbieramy jeszcze raz komunikat nr. 80 z 1.07.2012.
Jest on jednak ponownie tak niedbale i w takim tempie odczytany, jakby lektorka bardzo by się do domu spieszyła.
W efekcie udaje mi się zapisać tylko częściowo koordynaty punktów rogowych tego obszaru:
1.: 54°06,410´N, 014°...
2.: ... 014°36,26´E
3.: ... 014°46,4...
Dedukujemy z tego, że chodzi o obszar Nr. 13 w godzinach od 05:00 do 14:00 w niu 5.07.2012.
Tą panią, to bym chętnie w takiej mgle na naszej łódce posadził, żeby sama zapisała swoje słowa...

Jak się wkrótce okazało, nasza interpretacja była dobra.
Płynąc w gęstej mgle, równolegle do południowego ograniczenia obszaru nr. 13, spostrzegliśmy naraz po prawej burcie wyłaniający się okręt wojenny.
Zapewne nie był to żaden krążownik, ale widok załogi wpatrującej się w nas przez lornetki i groźnie wyglądające działo na pokładzie dziobowym powiększyły go w naszych oczach dziesięciokrotnie.
Dobrą chwilę szli równolegle do nas, ale upewniwszy się, że nie jesteśmy szpiegami zrobili zwrot i zniknęli znowu we mgle...

11:45
Zanotowana pozycja: 54°00,506´N 014°31,397, E (za odczyt nie jestem pewny)
Idziemy na silniku, COG 245, SOG 5,9 kts.
Pogoda się poprawia: mgła opada a wiatr rośnie.

12:00
Stawiamy żagle.

14:00
Żeglujemy pomiędzy Świnoujściem a Międzyzdrojami.
Wiatr na granicy 4-5 Bft.
Po tym, jak wczoraj stwierdziliśmy wyłąmanie się raksy grota na wysokości drugiej od dołu listwy, zauważamy, że następna raksa wyskoczyła z szyny.
Jako, że wiatr nie jest zbyt mocny i raksy wyłąmały się "same z siebie" podejrzewamy, że spowodowane jest to zmęczeniem materiału.
Wydaje się to potwierdzać kolor kiedyś czarnego, a teraz jasno szarego tworzywa sztucznego w miejscu złamania.
Aby nie uszkodzić dalszych raks refujemy żagiel tak, by wyłamane raksy znalazły się poza obszarem prtzenoszącym siły z żagla na maszt.

14:45
Idąc osto na wiatr kursem ok. 120° przechodzimy przy samym molo w Międzyzdrojach.
Wiatr osiągnął siłę ok. 5-6 Bft. co nam, żeglarsko jak najbardziej odpowiada.
Od mola odchodzimy kursem przeciwnym, by o...

15:10
...zrobić ponowny zwrot, obierając znowu kurs na molo.
Jest taka pogoda żeglarska, że zawinięcie do portu staramy się jak najbardziej opóźnić.

17:20
Wyłączamy silnik w Świnoujściu.

Do portu weszliśmy razem z dużymi statkami, których aż do horyzontu dzisiaj pełno.
Zbliżając się do toru wodnego prowadzącego między główki portu robi to ogromne wrażenie: frachtowce, kontenerowce i innych rodzaju statki w pośpiechu wchodzące i wychodzące z portu.
Kiedyś jednak trzeba się zdecydować i, zachowując wszystkie zasady bezpieczeństwa, włączyć się w ten potok.
Po kilku minutach skręciliśmy do basenu północnego i zacumowaliśmy longsite przy zachodnim brzegu.
Załatwiliśmy formalności w kapitanacie i poszliśmy na spacer, a po powrocie bawiliśmy się na pokładzie aż do późnych godzin.

Piątek, 06.07.2012: Świnoujście - Greifswald

09:30
Nasz rejs zbliża się powoili ku końcowi.
Po raz ostatni odbijamy od portowego nabrzeża i wychodzimy w morze.

10:35
Próba stawiania żagla kończy się niemalże awarią: fał grota zaczepił się o lampę wiszącą na maszcie, pomiędzy pierwszym i drugim salingiem.
Po bezzskutecznych próbach uwolnienia liny wybieramy "na ochotnika" naszego drugiego oficera - Filipa i zapinamy go do ławeczki bosmańskiej.
Filip, jaki najlżejszy z nas wszystkich, daje sobie doskonale radę ze "wspinaczką" na maszt, wysokością i zaczepioną liną.
Już po chwili, uwolnieni od lampy, cali i zdrowi na pokładzie, stawiamy grota.

11:30
Po niecałej godzinie radości wiatr maleje do tego stopnie, że płynąc z taką prędkością, załoga potrzebowała by dodatkowy urlop.
Zapada ciężka, męska decyzja... i przechodzimy na silnik.
Ten stan nie zmieni się niestety aż do samego portu masieżystego.

12:30
Zapisano:
Pozycja: 54°04,741´ N, 014°04,607´ E
COG: 295°
SOG: 6,6 kts

13:13
Mijamy nie oznaczoną na naszych mapach elektronicznych kardynałkę "East".

13:20
Zapisano:
Pozycja: 54°10,00` N, 013°56,644` E

13:55
Przechodzimy koło boi na pozycji 54°12.0413´ N, 013°52.1364´ E, która jest początkiem wąskiego, sztucznie pogłębionego szlaku wodnego, prowadzącego na WNW, w kierunku wyspy Ruden, by następnie, zygzakami, poprowadzić nas na północ i zachód od Peenemuende.

17:10
Po godzinach pętania się na silniku pomiędzy płyciznami zatoki Greifswaldzkiej, przechodzimy przez most zwodzony w miejscowości Wieck, przy ujściu rzeki Ryck.

18:00
Po zatankowaniu 100 l paliwa i przy mocnym bocznym wietrze wchodzimy do portowego boksu macieżystego.
Informujemy armatora o uszkodzeniach i wybieramy się na spacer po mieście.
W międzyczasie, armator informuje nas uprzejmie, że każda z dwóch wyłąmanych raks będzie nasz kosztować 150 EUR, a do tego ma jeszcze dojść 60 EUR "robocizny".

Bezczelność armatora psuje nam nieco ostatni wieczór, ale nie na tyle, by Bartek stracił ochotę na duży kubek lodów!
Po dwóch godzinach w mieście wracamy na pokład, większość załogi kładzie się spać, lecz niektórzy muszą się przygotować do "rozmowy dnia następnego"...

Piątek, 07.07.2012: w porcie Greifswald

07:00
W spokojnej, dobrze przygotowanej rozmowie "rozwiązujemy" sprawę kaucji.
Armator, Herr Grünke oddaje nam wprawdzie całość gotówki, ręki "do zgody" jednak nie podaje.
Jesteśmy z tego powodu niezmiernie smutni...

08:30
Pierwszy samochód opuszcza marinę.

10:00
Pozostała reszta, po posprzątaniu jachtu wyrusza również w drogę.

"Żegnaj nam dostojny, stary porcie,
rzeko Ryck, żegnaj nam..."

 

 
Prawdziwa Przygoda by Marek and Jacek
Design by : Place your Website.